piątek, 8 marca 2013

z okazji 8 marca - wspieranie kobiet :)


Jakby to ująć...

“I support women! I’m like a human bra!” – Liz Lemon


Krew, biust i honor!
Jestem ostatnio tak zmęczona fizycznie, że nie mam siły nawet mrugać oczymi. Co dopiero oglądać filmy czy pisać bloga! Czuję się mniej więcej równie sponiewierana na piasku jak ta pani  z cudnie durnego klasyka parodii B-filmów, o którym to klasyku opowiem w dogodniejszej chwili.

Dobrego dnia kobiet i dobrej nocy kobiet życzę wszystkim, nie tylko dzisiaj ale i cały rok.


czwartek, 31 stycznia 2013

Odliczanie do ostatniej Lemoniady


Wiem, wiem, znowu piszczę, dzisiaj absolutnie ostatni odcinek ostatniego sezonu 30 Rock będzie puszczony tam w dalekich Stanach. Gdzie ja znajdę podobnie cudowny, prześmieszny i niesamowicie hilarious serial w tej głupiej, zimnej galaktyce? Tinaaaaaa! Nie lemonuj stąd jeszcze! Zrób następne 2 seriale na następne kilka lat! Napisz scenariusze do filmów! Występuj w filmach! Nie znikaj z ekranu... blerg


A tu poniżej typowy a stosowny cytat niepodrabialnego Kevina, gońca NBS z 30 Rock:


Skoro o temperaturze szejtanskiej mowa, to w Galicji nie tylko odwilz ale wrecz wielki, acz polarny upal dzisiaj, jakby przyroda chciala mi wynagrodzic wiosna utrate serialu. Wiatr cieply wieje, cale 14 stopni promienieje, nad resztkami lodowych skorup slonce blyszczy oslepiajaco, az chce sie zyc i zdobywac!


środa, 30 stycznia 2013

Krótki pisk spod odwilży, Lemon out!

Nadal w zniknięciu jestem, nie oglądam filmów, dłubię pilnie a pracowicie... oby do wiosny/następnego tygodnia.
Zapisałam sobie na razie link ku pamięci: http://www.myfrenchfilmfestival.com/pl/ --- jak sama nazwa wskazuje, to festiwal nowych, świeżych i francuskich filmów, nowatorsko przedstawionych bo nie w kinach, ale do obejrzenia online, za jedyne 2 euro sztuka (dla sztuki). A po obejrzeniu - sami możemy poczuć się jak akademia przyznająca nagrody, bo można głosować na ulubione filmy.
Może do 17 lutego uda mi się obejrzeć chociaż une wytwóre? A już 24 lutego Oscary, szlag by trafił mać, jak ja jeszcze mam być na bieżąco?!

Natomiast w amerykańskim jutrze 31 stycznia roku bezpańskiego 2013 będzie stypa, kres i koniec kolejnego świata serialowego - ostatni odcinek najgenialniejszego 30 Rock... I want to go to there!
Przy Złotych Globach wyglobali Tinę Fey, mimo że jej serial się kończy i Liz Lemon nie można będzie już nagradzać, ale przynajmniej teraz dostała słuszną nagrodę Screen Actors Guild. Zawsze cusik.

A Kraków przeszedł dzisiaj w galicyjskie tropiki sniezne. Nastala atmosfera lasu deszczowego i zrobiło się naraz ciepło jak w uchu, uchu ociekającym parą, deszczem, kłębami mgły i skraplającej się pary. Co za odwilży!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dzisiaj dzień Babci-Obamy-Luther Kinga


Tymczasem w domu Luxor praca wre i filmów na razie nie paczę ani nie recenzuję. Gdy skończę dziugać plik nad pliki do wykończenia, inshallat akbar, to wrócę do słodkich rozrywek i zwiedzania kinematograficznych wizji. I wdyż też będę pisać tu znów.

A w Krakowie dzisiaj na wielkie, nieuprzątnięte śniegi i potężne zaspy napadał dzisiaj lodowaty deszcz, po czym radośnie zamarzł. Niebezpiecznie jest po tym łazić, ale tak przepięknie! Szklanka aż dzwoni; wszystko pokryte starannie skorupką lodu, każda jedna gałązeczka, każdy kij, każdy monument, każdy krakowski kamień czy powierzchnia błyszczą pod grubym szkłem; jak szklane góry z bajek z uwięzionymi księżniczkami; festony zimna, girlandy migoczące; a tramwajom urosły siwe brody z setek sopli na zderzakach...

piątek, 18 stycznia 2013

środa, 16 stycznia 2013

Kurczak z perskim okiem / Poulet aux prunes


Co za baśń! Jak ja uwielbiam kino bliskowschodnie, inshallat! I francuskie też - a tu w jednym filmie mamy wyborne połączenie najlepszych kinematografii Eurazji.
Kurczak to wcale nie taki przygniatający melodramat o niedoli irańskiej jak myślałam, tylko stara, dobra, pięknie zapętlona i malowana Opowieść Magicznego Realizmu.
Marjane Satrapi wciąga nas, rozbawia groteską i ani się obejrzymy, a ona jak gdyby nigdy nic opowiada nam:
- o nieszczęściu artysty przegranego i zapomnianego, bez sztuki i bez celu w życiu
- o miłości życia, jej znalezieniu, traceniu, poszukiwaniu i spotykaniu po latach
- o smutku i bezsensie aranżowanego małżeństwa bez miłości
- o tym, że największy to ambaras aby dwoje chciało naraz - i by okoliczności im sprzyjały
- o tym, że życie jest westchnieniem
- o tym, po co jest nam sztuka (aby złapać to westchnienie...)
- o sensie i bezsensie cierpienia 
- o lęku przed śmiercią i o pragnieniu śmierci
- o tym, jak myśli mogą stać się wieczne
- o stracie bliskich i żegnaniu się z tymi, na których przyszedł czas
Brzmi ciezko? Alez nie! Te wszystkie wazne tematy Marjane podaje widzom tak naturalnie, tak jednocześnie oczarowując nas i rozśmieszając, że nie brzmi to w ogóle fałszywie, płytko ani banalnie. Nie ma też grzmiącego patosu ani srania marmurem holywódzkich wartości. Dużą zasługę ma tu chochlik w oczach Marjane, który nawet w pełnym tragedii Persepolis potrafił dorzucić iskierki dowcipów i śmiesznych skojarzeń, dużą ma też zasługę absolutna powaga lub ironia bohaterów, gdy coś mówią. A może to wytrawne połączenie francuskiego języka i wrodzony perski talent do opowiesci? A może to akompaniament skrzypców, orkiestry czy orientalnej bałałajki w oparach dymu?

Każda perska opowieść zaczyna się od słów "yeni kud, yeni nikud" - ktoś był, kogoś nie ma.

Słyszymy ten wazny cytat na początku, gdy wstępujemy do świata baśni. Bohater oto czuje, że jego życie straciło cały sens, blask i miłość, więc kładzie się i postanawia po prostu umrzeć, jakby mogl wcisnąć odpowiedni guzik i przestać istnieć - czyż to nie baśniowe rozwiązanie? Ale zamiast tak po prostu umrzec, wybieramy się razem z bohaterem w podróż po jego życiu, podróż podszytą czarami. Niby to prawdziwie zgrzebny i podniszczony Teheran, lata pięćdziesiąte, aktorzy w odpowiednich kostiumach i uczesaniach; niby to fotorealizm, konserwatyzm dawnych czasów, historyczność szczegółów i brzydkie sprzeczki smętnego małżeństwa; ale wszystkie krajobrazy na zewnątrz są namalowane akwarelami, tuszem, gwaszem zamiast zwyczajnie sfilmowane. Kochankowie zmieniaja sie z zywych osob w narysowane światłem i jaśniejące kolorami pod zaczarowanym drzewem. Wszystko dzięki temu, że Marjane-bajarka jest też artystką graficzną i nowatorsko miesza prawdziwe farby z taśmą filmową. Gwiazdy jako malowane kropki na niebie migocą koło księżyca nasmarowanego umownie jednym zakrzywionym maźnięciem, a na końcu filmu sylwetka ludzka nieruchomieje, czernieje i zamienia się w grafikę. Sklepikarz ma na zbyciu prawdziwego Stradivariusa od prawdziwego Mozarta, szafran, bron, krysztaly, iskry, dymiące opium, przepych perski i magiczną różdzkę kuglarską (zwaną po francusku baguette magique - czyż to nie piękne?). Poznajemy szamana cmentarnego; poznajemy anioła śmierci Azraela, który ma czarną twarz, rogi oraz gigantyczne czarne skrzydła; wizytujemy też na chwilę rysowanego, animowanego króla Salomona i jego gigantyczne koty w bajkowym Izraelu, aby potem skoczyć do Indii również rysowanych ręką Marjane i stamtąd zaraz wrócić do naszego realnego bohatera, który ma wizję umierajacego Sokratesa.
Narracja - uwaga! Uważaj, europejska widownio - narracja filmu jest przedziwnie a przepięknie zapętlona, baśń jest nielinearna, kręgi czasu i dzieje bohaterów przenikają się w perskiej przeplatance. Gdy poznajemy jakąś nową osobę, narracja wybiega w przód, poznajemy całe życie tej osoby, potem wracamy, wybiegamy w przód, każde zdarzenie widzimy z kilku stron. Trzeba ten film oglądać bacznie i w skupieniu. Ja sama chcę zobaczyć to dzieło kinematografii jeszcze wiele razy, aby zauważyć jeszcze więcej i znowu dać się porwać baśni.

Palacze z pewnością będą mile zaskoczeni maksymą o papierosach... 

Cała orientalność filmu wyraża się też w pięknych wizualnie kłębach dymu otaczających bohaterów - a to opium, a to papierosy, a to wspomnienia z dymiących głów, a to stwierdzenie, że życie jest westchnieniem. Jedna z pobocznych bohaterek wręcz wyznaje religię palenia, które to wyznanie ma niesamowitą puentę na cmentarzu. Koniecznie to musicie zobaczyć, nawet jeśli sami nie palicie!

Sami bohaterowie, w tym główny, umierający skrzypek, nie są bajkowi, są bardzo ludzko przyziemni, socrealistyczni i nieprzyjemni dla siebie i otoczenia - ale opowieść jest tak misternie utkana, że wciąga jak oniryczny narkotyk i intryguje nas nawet ten antypatyczny wąsacz oraz jego zmartwienia.

Polecam film jak najbardziej, z całego serca i skrzypca.
Wasza rozmarzona i oczarowana Luxor



Zaczadowany Kraków

Strasznie przymajemny ten rynek krakowski - dziś zostałam obsłużona w okamgnienie w konsulacie, potem wkroczyłam do pałacu pod Baranami, gdzie wchłaniałam wszystkimi oczyma i zmysłyma baśniowy film, a po filmie poszłam się rozgrzać i napchać wegetariańskimi pysznościami w jadłodajni Chimerze tuż za winklem, na św. Anny.
Zasiadam teraz do recenzji cudności filmu, a recenzja Chimery przepysznej nastąpi później.
Pewnie dzisiaj nie skończę recenzji Kurczaka i będę jeszcze go długo faszerować śliwkami foci z filmów czy cytatów, ale chociaż trochę spróbuję opowiedzieć i streścić.

A tymczasem po tym lubym popołudniu dowiedziałam się, że stężenie pyłów w powietrzu krakowskim przekroczyło dzisiaj dopuszczalną granicę 4 razy... To ja sobie oglądam wesoło filmy, a te krakowskie piecyki-smoki na węgiel zioną brudem! Całe miasto jednocześnie posypywane truciczkami i śniegiem...
Czad, moi państwo.
Wasza oczadziała Luxor