środa, 16 stycznia 2013

Kurczak z perskim okiem / Poulet aux prunes


Co za baśń! Jak ja uwielbiam kino bliskowschodnie, inshallat! I francuskie też - a tu w jednym filmie mamy wyborne połączenie najlepszych kinematografii Eurazji.
Kurczak to wcale nie taki przygniatający melodramat o niedoli irańskiej jak myślałam, tylko stara, dobra, pięknie zapętlona i malowana Opowieść Magicznego Realizmu.
Marjane Satrapi wciąga nas, rozbawia groteską i ani się obejrzymy, a ona jak gdyby nigdy nic opowiada nam:
- o nieszczęściu artysty przegranego i zapomnianego, bez sztuki i bez celu w życiu
- o miłości życia, jej znalezieniu, traceniu, poszukiwaniu i spotykaniu po latach
- o smutku i bezsensie aranżowanego małżeństwa bez miłości
- o tym, że największy to ambaras aby dwoje chciało naraz - i by okoliczności im sprzyjały
- o tym, że życie jest westchnieniem
- o tym, po co jest nam sztuka (aby złapać to westchnienie...)
- o sensie i bezsensie cierpienia 
- o lęku przed śmiercią i o pragnieniu śmierci
- o tym, jak myśli mogą stać się wieczne
- o stracie bliskich i żegnaniu się z tymi, na których przyszedł czas
Brzmi ciezko? Alez nie! Te wszystkie wazne tematy Marjane podaje widzom tak naturalnie, tak jednocześnie oczarowując nas i rozśmieszając, że nie brzmi to w ogóle fałszywie, płytko ani banalnie. Nie ma też grzmiącego patosu ani srania marmurem holywódzkich wartości. Dużą zasługę ma tu chochlik w oczach Marjane, który nawet w pełnym tragedii Persepolis potrafił dorzucić iskierki dowcipów i śmiesznych skojarzeń, dużą ma też zasługę absolutna powaga lub ironia bohaterów, gdy coś mówią. A może to wytrawne połączenie francuskiego języka i wrodzony perski talent do opowiesci? A może to akompaniament skrzypców, orkiestry czy orientalnej bałałajki w oparach dymu?

Każda perska opowieść zaczyna się od słów "yeni kud, yeni nikud" - ktoś był, kogoś nie ma.

Słyszymy ten wazny cytat na początku, gdy wstępujemy do świata baśni. Bohater oto czuje, że jego życie straciło cały sens, blask i miłość, więc kładzie się i postanawia po prostu umrzeć, jakby mogl wcisnąć odpowiedni guzik i przestać istnieć - czyż to nie baśniowe rozwiązanie? Ale zamiast tak po prostu umrzec, wybieramy się razem z bohaterem w podróż po jego życiu, podróż podszytą czarami. Niby to prawdziwie zgrzebny i podniszczony Teheran, lata pięćdziesiąte, aktorzy w odpowiednich kostiumach i uczesaniach; niby to fotorealizm, konserwatyzm dawnych czasów, historyczność szczegółów i brzydkie sprzeczki smętnego małżeństwa; ale wszystkie krajobrazy na zewnątrz są namalowane akwarelami, tuszem, gwaszem zamiast zwyczajnie sfilmowane. Kochankowie zmieniaja sie z zywych osob w narysowane światłem i jaśniejące kolorami pod zaczarowanym drzewem. Wszystko dzięki temu, że Marjane-bajarka jest też artystką graficzną i nowatorsko miesza prawdziwe farby z taśmą filmową. Gwiazdy jako malowane kropki na niebie migocą koło księżyca nasmarowanego umownie jednym zakrzywionym maźnięciem, a na końcu filmu sylwetka ludzka nieruchomieje, czernieje i zamienia się w grafikę. Sklepikarz ma na zbyciu prawdziwego Stradivariusa od prawdziwego Mozarta, szafran, bron, krysztaly, iskry, dymiące opium, przepych perski i magiczną różdzkę kuglarską (zwaną po francusku baguette magique - czyż to nie piękne?). Poznajemy szamana cmentarnego; poznajemy anioła śmierci Azraela, który ma czarną twarz, rogi oraz gigantyczne czarne skrzydła; wizytujemy też na chwilę rysowanego, animowanego króla Salomona i jego gigantyczne koty w bajkowym Izraelu, aby potem skoczyć do Indii również rysowanych ręką Marjane i stamtąd zaraz wrócić do naszego realnego bohatera, który ma wizję umierajacego Sokratesa.
Narracja - uwaga! Uważaj, europejska widownio - narracja filmu jest przedziwnie a przepięknie zapętlona, baśń jest nielinearna, kręgi czasu i dzieje bohaterów przenikają się w perskiej przeplatance. Gdy poznajemy jakąś nową osobę, narracja wybiega w przód, poznajemy całe życie tej osoby, potem wracamy, wybiegamy w przód, każde zdarzenie widzimy z kilku stron. Trzeba ten film oglądać bacznie i w skupieniu. Ja sama chcę zobaczyć to dzieło kinematografii jeszcze wiele razy, aby zauważyć jeszcze więcej i znowu dać się porwać baśni.

Palacze z pewnością będą mile zaskoczeni maksymą o papierosach... 

Cała orientalność filmu wyraża się też w pięknych wizualnie kłębach dymu otaczających bohaterów - a to opium, a to papierosy, a to wspomnienia z dymiących głów, a to stwierdzenie, że życie jest westchnieniem. Jedna z pobocznych bohaterek wręcz wyznaje religię palenia, które to wyznanie ma niesamowitą puentę na cmentarzu. Koniecznie to musicie zobaczyć, nawet jeśli sami nie palicie!

Sami bohaterowie, w tym główny, umierający skrzypek, nie są bajkowi, są bardzo ludzko przyziemni, socrealistyczni i nieprzyjemni dla siebie i otoczenia - ale opowieść jest tak misternie utkana, że wciąga jak oniryczny narkotyk i intryguje nas nawet ten antypatyczny wąsacz oraz jego zmartwienia.

Polecam film jak najbardziej, z całego serca i skrzypca.
Wasza rozmarzona i oczarowana Luxor



3 komentarze:

  1. Lubię filmy, których bohaterowie palą ;)dk

    OdpowiedzUsuń
  2. Wprawdzie nie widziałam filmu, nie czytałam też książki... Ale czuję się zachęcona :)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję pięknie za komentarze :-)
    Bardzo się cieszę, że Was zachęciłam, film naprawdę warty obejrzenia.
    A książka jest komiksem, więc czyta się błyskawicznie.

    OdpowiedzUsuń